HISTORIA 67 PDH

 

Drużyna istnieje już ponad 15 lat, posiada wiele tradycji i obyczajów, posiada także własną historię. Tę poważną, którą można poznać z hufcowych rozkazów, ale także tę mniej poważną, opartą na wspomnieniach, śmiesznych opowieściach tych, którzy mieli do czynienia z Biedronkami i Skarabeuszami.

 

Kolejni drużynowi 67 PDH:

 

v          dh Anita Nita

v          dh Jola Koga (79/80 – 83)

v          dh Gosia Wojciechowska  (83 –90)

v          dh Magda Michalska (90 – 91)

v          dh Maciej Grześkowiak ( 91 – 95 )

v          dh Kasia Stryła  (1995 – 2001)

v          dh Karolina Ciechanowska

 

 

Dawniej drużyny nie posiadały numerów, 67 ma swój numer dopiero od 15 lat. Wcześniej drużyny III szczepu nosiły białe chusty. Powstały dwie drużyny męska i żeńska, ponieważ szczep był imienia Olgi i Andrzeja Małkowskich drużyna żeńska przyjęła imię Olgi, a męska Andrzeja. Drużyna żeńska znana była z uzdolnień muzycznych. Zielone barwy nadane zostały dopiero, gdy drużynową była dh Gosia Wojciechowska. Wtedy też powstał proporzec, wyszyty przez drużynową, który cały czas od 15 lat jest obiektem podziwu. Także wtedy drużyna została zarejestrowana jako 67 Poznańska Drużyna Harcerska i przyjęła na stałe imię

Olgi Drahonowskiej Małkowskiej. Kolejne zmiany zaszły, gdy drużynowym został Maciej Grześkowiak - Maciejka. Dotychczas noszone były rogatywki, co potwierdza wyszyta na proporcu harcerka. Dopiero Maciejka wprowadził zielone berety, a dziewczyny nazwał Biedronkami. Mając za drużynowego Maciejkę, żeńska drużyna zmieniła nieco swoje zwyczaje, a przede wszystkim rodzaj zajęć. Od czasów Maciejki każdy rok w drużynie Biedronki oznaczają jedną kropką na chuście. Rok po przejęciu drużyny przez Maciejkę oprócz  Oli-babek, czy zastępu Łosie pojawiły się Świstaki. Kończy się historia, a zaczynają się wspomnienia...

 

 

Zanim sześć przestraszonych zuchenek  zostało “przekopanych” z Winogradzkich Świerszczy, czy z Jaskiniowców do 67, w drużynie nie było młodszych dziewczyn.

W dzień “przekopania” zuchów przyszłe harcerki i przyszli harcerze mieli zajęcia z drużynami. Większość zuchów dh Ali i dh Beaty wybrała 67 żeńską lub 70 męską.

Maciejka, który zajął się nowymi harcerkami miał problemy z zapamiętaniem dziwnych imion ( Malwina, Mała – Ania, Kaszana – Agnieszka, Chuda – Magda, Ewa oraz Tola ).

Cały czas zastanawiałyśmy się która dziewczyna będzie naszą zastępową. Jak się później okazało została nią Kaśka Stryła. Pierwszą grą w jaką się bawiłyśmy była gra polegająca na  wykradaniu i przesypywaniu piasku z misek ekipy przeciwnej. Po południu, przyboczne Iza i Blacha – Baśka, uczyły nas obrzędowych piosenek, a także piosenki o Maciejkowej biedronce. Wieczorem, gdy odbyło się przekopanie wszystkie płakałyśmy, a pocieszała nas

dh Karolina Szwarz. Mała jako “Jaskiniowy Świerszcz” przekopana została przez trzy druhny, dh Magdę,  dh Beatę i dh Alę.

Zaczęło się coś nowego, coś innego niż zuchy. Co, przekonałyśmy się na pierwszej zbiórce we wrześniu. Naszą zastępową została Kaśka. Na pierwsza zbiórkę drużyny, która odbyła się na Dziewiczej Górze każdy zastęp musiał coś przygotować. Starsze dziewczyny ( Paulina Jasiak, Gośka Gruca, Karolina Linka, Baśka Michniewicz, Ewa Poturalska, Renata Żymełko) przygotowywały kuchnię polową oraz gawędę z historii harcerstwa ( Iza Perz, Baśka Zmierczak, Marta Mosiniak, Marta Jaśkiewicz ). Świstakom przypadły symbole harcerskie, które przedstawiłyśmy w bardzo dziwny sposób. Mała szyła lilijką harcerską, co miało przypominać o igle kompasu, która wskazuje marynarzom północ, a harcerzom  drogę do ideałów. Punkt prawa harcerskiego – Harcerz miłuje przyrodę i stara się ją poznawać – przedstawiłyśmy z pomocą rekwizytów: starych, pluszowych maskotek.

Nasze przedstawienie wyszło trochę inaczej niż, gdy ćwiczyłyśmy wcześniej z Kaśką, nie obyło się bez komentarzy ze strony starszych dziewczyn...

Podczas roku szkolnego częstym gościem na zbiórkach Świstaków była dh Ala, która przez kilka miesięcy pełniła funkcję przybocznej w naszej drużynie.

Na biwaku w Rogalinku uczyłyśmy się po raz pierwszy taktyki drużyny, chodzenia szykiem ubezpieczonym. Mała bała się mrówek i Frediego Krugera, który był wytworem jej wyobraźni. Co do mrówek Maciejka kazał jej przygotować referat o mrówkach, który do dziś jest w formie otwartej. Chuda opowiadała bajki o dwóch żabkach: Kumce i Gumce oraz  o ciotce Rechotce i Panu Koniu.

Przed wakacjami do Świstaków dołączyła nowa osoba – Ola Vieweger. Na swojej pierwszej zbiórce drużyny była najlepiej umundurowana. Maciejka orzekł wtedy, że będzie z niej dobra harcerka... i miał rację.

Latem pojechaliśmy na obóz zgrupowania do Wagowa. Na początku musiałyśmy zbudować półkę, teraz wesoło wspomina się jak Mała kopała dół łyżeczką, ale wtedy wcale nie było nam do śmiechu. Ostatecznie mimo sprzeciwu dh Ali, Maciejka ulitował się nad nami i pomógł nam w budowie półki, która wg naszej byłej drużynowej wyglądała jak chińska zjeżdżalnia.

Każdy dzień miał swoją nazwę. Był dzień żuczka, kiedy to na hasło “Uwaga ogłaszam żuczka” każdy musiał położyć się na plecy, machać rękami i nogami jak żuczek i mówić: “Jestem dorosła i wiem, co robię”. Był także dzień obcokrajowca, wymyślony przez Maciejkę, który pod wieczór został przywiązany przez swoje kochane Biedronki do kanadyjki oraz wystawiony przed bramę z napisem “ Potrzebuję współczucia”.

W dniu odwiedzin odbył się pokaz technik harcerskich. Bieg przez tor przeszkód, udzielenie pierwszej pomocy, sygnalizacja, a także pokaz samoobrony w wykonaniu 70PDH. Na końcu była  musztra, która bardzo podobała się rodzicom, podobnie jak inne części pokazów.

Kiedyś tak się zdarzyło na obozie, że poszłyśmy same do sklepu nie mówiąc o tym ani Maciejce ani dh Ali. Za karę musiałyśmy wycinać pieńki w lesie...Kiedyś Gosi Grucy na Robinsonie, gdy spała sama w lesie przebiegły dziki obok szałasu...

Był to ostatni obóz, na który pojechało tyle starszych dziewczyn, Jasiakowa ze swoim śmiesznym głosikiem, Kazikowa, która ładnie rysowała, Blacha – uczyła nas grać w futbola amerykańskiego, Iza, Gośka  Gruca i Karolina Linka...

Od września znów zaczęły się zbiórki, a Świstaki mogły przyszyć na chuście swoją pierwszą kropkę. Podczas HARNY w Chodzieży  zajęliśmy pierwsze miejsce, a w drużynie pojawili się Skarabeusze (ale tylko starsi ), wszystko za sprawą Maciejki. Dh Kasia cały czas “męczyła” się ze swoimi Świstakami, byłyśmy razem w kinie na “Pani Doubfire”.

22 XII odbyła się nasza Wigilia drużyny, niestety mogliśmy się spotkać w nieco mniejszym gronie niż w poprzednim roku, ale atmosfera była bardzo miła i rodzinna. Był Gwiazdor, który grzecznym harcerkom i harcerzom rozdawał prezenty. .. tym mniej grzecznym też. Balangowego Sylwestra mogliśmy spędzić także we wspólnym gronie pijąc bezalkoholowego szampana lub bawiąc  się z chłopcami z 70 PDH, co niektórzy mieli także przyjemność zatańczyć z dh drużynowym walca wiedeńskiego o północy.

Podczas ferii zimowych spotkaliśmy się w Rogalinku, my to znaczy Mała i Tola, chłopacy z 70 PDH oraz... Maciejka. Przez tydzień pomagałyśmy w przygotowywaniu gier i zabaw dla zuchów, przez krótki czas byłyśmy przybocznymi u Winogradzkich Świerszczy i u Jaskiniowców. Chłopacy pozostali nieco dłużej, a co się później okaże na dobre zajęli się zuchami.

W maju nasza zastępowa skończyła 18 lat. Od Świstaków dostała trzy prezenty: coś praktycznego, coś słodkiego oraz coś śmiesznego. Praktyczny okazał się długopis, który przydał się na maturze, słodki był piesek – maskotka, a prezent z jajem to malutkie skarpetki, które może kiedyś się przydadzą.

Pewnego, sobotniego popołudnia odbyła się impreza mitologiczna – Uczta. Każda drużyna z naszego szczepu miała wylosowanego boga z greckiej mitologii, musiała przygotować scenkę z życia boga, pieśń na jego temat oraz flagę z jego wizerunkiem, prezentację mitologicznego stroju. Nasza drużyna wylosowała Persefonę i na jej temat musieliśmy przygotować scenkę. Pomocni okazali się Skarabeusze z Maciejką na czele. Mała była Persefoną, Maciejka był porywającym ją Hadesem, Tola była Demeter, matką Kory – Persefony, a nowa w drużynce Gosia był Nimfą, która bez przerwy kogoś wachlowała czasami nawet trafiając w czyjąś głowę, a nie tuż obok. Był także chórek, któremu przewodził Hugo, a chórek śpiewał tak: “Jest Demeter stara baba, co pierniki se zajada – Ła, Ła, Ła, Ła – Ma córeczkę piękną Korę, która jeździ wciąż motorem – Siurap, Siurap, Siurap, Siurap...”.

Na Fermacie śpiewaliśmy piosenkę “Ona sobie tego nie życzy...”. Kaśka, Marta, Maciejka i Hugo śpiewali “Moje miasto” oraz “Chcę biec do ludzi”.

Tego roku wyjątkowo nie mieliśmy jechać na obóz hufcowy tylko na samodzielny razem z inną drużyną. Okazała się nią 19 PDH Skrót. Przed obozem drużynka, z którą mieliśmy spędzić trzy tygodnie w Straduniu, zorganizowała rajd w Kowanówku. Zostaliśmy podzieleni na trzyosobowe ekipy, a wszystko po to, aby się lepiej poznać przed obozem. W naszej harcówce odbyła się także zbiórka zapoznawcza ze Śmiałasami (drużynowy 19 PDH ma przezwisko Śmiałas). Maciejka opowiadał gawędę o Oldze, a później była krótka gra terenowa. Na koniec, gdy żegnaliśmy się w kręgu nie obyło się bez “u nas takie są zwyczaje, że druh koło druhny staje”. Przed obozem pojawił się nowy zastęp Świstaczki, które później zmieniły nazwę na Wiewiórki ( Natalia Dybała, Karolina, dwie Darie oraz Marta ). Do Skarabeuszy należeli: Presley i Hugo, Przewodnik ( Łukasz Senger), na obozie był także kuzyn Kaśki – Harry.

W Straduniu działo się wiele ciekawych rzeczy. Przede wszystkim musieliśmy budować prycze ( już nie tylko półki...), pierwszy dzień był okropny. Na szczęście już po trzech dniach mogliśmy rozpocząć obóz, a było na nim wiele atrakcji. Mogłyśmy zdobywać sprawność Wiedźmy Ple Ple chodząc po bagnach. Na warcie byłyśmy podchodzone, w dzień dziewiętnastki opuściła nas szanowna komenda ( dh Śmiałas, dh Maciejka, dh Guzik oraz dh Mariusz ). Udało się nam przygotować pokaz dla rodziców. Śmiałas był komentatorem i gdy nie udało się nam rozstawić małego namiotu, potrafił powiedzieć rodzicom, co trzeba.

Na obozowym festiwalu piosenki – Decybel ’94 – można było kupić śpiewniki zrobione przez starsze Biedronki. Najczęściej śpiewaną piosenką był zdecydowanie “Zmierzch”, wiersz Leśmiana. Gdy na jednym z ognisk poznaliśmy drużynę ZHR, dziewczyny nauczyły nas wielu ciekawych piosenek i pląsów, w które bawimy się przez cały czas.

Na pewno nie zapomnimy o “fali” oraz o tym jak spaliśmy niedaleko dziwnego domu w Biernatowie, a także o “chrzcie” dla kotków, po którym wszyscy mieli kluski z mąki we włosach. Zdawałyśmy także na sprawność Świstaka, dwudziestoczterogodzinne milczenie kończyło się z różnymi efektami.

17 VII mogłyśmy ( Mała i Tola ) złożyć przyrzeczenie harcerskie... był to chyba dzień, a raczej świt, który zapamiętałyśmy na długo.

Gdy obóz się skończył dużo zmieniło się w naszej drużynie. Od września Kaśka i Maciejka zaczęli prowadzić kurs zastępowych, na który uczęszczaliśmy. Pojawili się także Skarabeusze w naszym wieku ( Żymi, Tyson, Zocha, Lechu, a także Mały, brat Bartka – Zośki). No i drużyna przestała być w pełni żeńska.

1 września po raz pierwszy spotkaliśmy się na ognisku w rocznicę narodzin Olgi. Od tego czasu, co roku spotykamy się tego dnia, a węgielek wyjęty z ogniska jest przez cały rok przyczepiony do proporca, aż do następnej rocznicy.

Na rozpoczęciu roku szkolnego w SP nr 37 i LO XX maszerowaliśmy przed wszystkimi nauczycielami i uczniami.

Do drużyny oprócz nowych chłopaków ( Adam Frąckowiak, Sławek Nawrot, Mikołaj Iwiński, Szymon Waliszewski ), przyszło także kilka nowych dziewczyn m. in. Aldona i Magda. Byłyśmy razem na Rajdzie Piastowskim, Biegu nocnym o buławę, na Harnie w Rogoźnie, na Biegu Zimowym.

Przypadło nam przygotowanie Harny, dlatego nie mogliśmy brać w niej udziału. Jednak poza klasyfikacją zajęliśmy drugie miejsce, bez pomocy Kaśki i Maciejki.

4 III, na Biegu Zimowym, Świstaki zajęły drugie miejsce jako zastęp młodszoharcerski, Bobry (tak nazywał się zastęp chłopaków) jako zastęp starszoharcerski również zajęły drugie miejsce. Jako nagrodę dostaliśmy Piłkarzyki...

Na festiwalu piosenki, na Fermacie śpiewaliśmy “Listy” oraz “Dwie perły”. Chłopacy gruchotali wielkimi grzechotkami zrobionymi z puszek po piwie, Kaśka grała na gitarze, a my śpiewałyśmy no i tak jakoś przez przypadek udało się nam zająć pierwsze miejsce.

Byliśmy także na dwóch biwakach, które na długo zostaną w naszej pamięci: w Pamiątkowie i w Jaszkowie. Biwak w Jaszkowie był pod wieloma względami wyjątkowy. Udało się nam zamknąć próby na stopień ochotniczki i młodzika, cały czas panowała zagadkowa i tajemnicza atmosfera – nieopodal był stary cmentarz, a w nocy mieliśmy grę, po której jako nagrodę dostaliśmy talon na 10 kisieli. Kujona cały czas dawała upust swoim zdolnościom wokalnym i śpiewała utwór “Ona sobie tego nie życzy” w nieco zmienionej wersji. Na biwaku w Pamiątkowie pierwszy raz w życiu opowiadałyśmy ( Mała i Tola ) gawędę. Mówiłyśmy o Jadwidze Falkowskiej i chyba nie poszło nam tak bardzo źle. Odbył się konkurs na najlepszą kanapkę, a wieczorem na jednym ze świecznisk, oprócz pomników miłości dyskutowaliśmy na temat, czy w dzisiejszych czasach mogą istnieć prawdziwi harcerze. Zdania były podzielone, ja podobnie jak przed czterema laty uważam, że mogą.

Przez cały rok przygotowywaliśmy się do następnego obozu, tym razem o tematyce indiańskiej. Wiele razy jeździliśmy do Zoo po pióra, które później bardzo się nam przydały.

Na obozie, który był w Pielicach nad jeziorem Osiek, mogliśmy wypalić fajkę pokoju, zawrzeć indiańskie małżeństwo albo brać udział w polowaniu na kojoty. Pierwsze dni znowu minęły na budowaniu obozu: prycze, półki, umywalnie. Odbył się także chrzest, a było bardzo dużo osób do ochrzczenia – prawie wszyscy Skarabeusze. 12 VIII sześć osób złożyło przyrzeczenie: Ola, Natalia, Marta, Zocha, Żymi  oraz Przewodnik. Maciejka co chwilę powtarzał:  “Już za pięć dni będziecie siedzieć przed telewizorami...”.

Na Impresjach Teatralnych wystawialiśmy “Królewnę na ziarnku grochu”. Tyson był nieszczęśliwym królewiczem, Mała była królewną, a Ola narratorem. No i znowu było zabawnie. Iwan cały czas śpiewał: “Carrolina in the morning”, co z czasem stało się denerwujące. Niestety trzy tygodnie szybko minęły i musieliśmy jechać do domu. Pocieszeniem było to, że znowu spotykaliśmy się na zbiórkach i wyjazdach oraz mieliśmy nadzieję spotkać się w takim samym składzie za rok na obozie.

Jak zawsze po obozie i tym razem kilka rzeczy uległo zmianie. Pojawił się nowy zastęp, którym się zaopiekowałam (Paulina Piechocka, Gosia Wójciak, Kasia Olechnowicz ).

Nowy zastęp przyjął nazwę Szynszyle. Mała zajęła się Wiewiórkami. Przez pół roku częściej odbywały się zbiórki zastępów. Zocha i Żymi przygotowywali zbiórki dla Bobrów, a także razem z Lechem i Tysonem cały czas byli przybocznymi zuchów. Jeździli z Winogradzkimi Świerszczami i z Jaskiniowcami na zimowiska oraz na obozy.

We wrześniu zrobiliśmy nabór do drużyny w młodszych klasach w SP nr 37, przyszło kilka nowych osób, które zostały w Wiewiórkach lub w Szynszylach. Od lutego Kaśka zajęła się starszymi dziewczynami – Świstakami. Do drużyny przyszły m. in. Karolina Ciechanowska i Krysia Golińska. Na Fermacie śpiewaliśmy “Piosenkę dla Grażki” i również  zajęliśmy pierwsze miejsce, tym razem nagrodą był aparat fotograficzny. Przed wakacjami przygotowywaliśmy dla SP nr 37 rajd Dzięcioł’96. Byliśmy także na kilku biwakach w Rogalinku.

Rok szkolny minął bardzo szybko i... znowu pojechaliśmy na obóz. Tym razem do Kuźnicy  Żelichowskiej położonej nad jeziorem Jelenia Krew. Był to trzeci obóz samodzielny naszej drużyny i jak na razie ostatni. Odbyły się Impresje Teatralne, Festiwal, na którym Szynszyle śpiewały bardzo trudną piosenkę: “Mumimu makuka”. Najczęściej śpiewaną piosenką była piosenka Małej: “Ile jabłek na jabłoni...”. Dh Maciejka był komendantem, instruktorem do spraw programowych była Kaśka, kuchnią zajmowała się Marta Mosiniak, która na nowo zawitała w naszej drużynie, kwatermistrzem był Kamil – kolega Maciejki, a oboźnym Jarecki, który co rano budził nas okropną syreną. Razem z nami  pojechał na obóz zastęp z 70 PDH, w którym znaleźli się niektórzy chłopacy z naszej drużyny. Bobry zbudowały sobie wspaniałą prycz, piętrową ze stołem i krzesełkami. Tablica ogłoszeń, którą mieliśmy była jeszcze z Pielic, a zbudowana została przez znajomą drużynę ZHR. Mieliśmy wiele ciekawych alarmów, ustalone kukułki i tym podobne. Jednak wszystko, co dobre szybko się kończy. Musieliśmy wracać do Poznania. Umówiliśmy się jednak na spotkanie poobozowe, na którym było bardzo, bardzo wesoło...

I znów zaczął się nowy rok szkolny. Jednak tym razem zmiany, które zaszły w naszej drużynce były dość znaczne. Od września drużynę przejęła Kaśka, która do tej pory pełniła funkcję przybocznej. Tyson dostał swój własny zastęp, a jego podzastępowym został Lechu. Jednak niedługo później oddał na stałe zastęp Lechowi, ponieważ tak jak Karolina został mianowany przybocznym. Kilka osób odeszło z drużyny, ale pojawiły się Lemingi ( Wiecan, Adamek, Kanik, Jacol, Szymon, Janek ), a także kilka nowych Szynszyli ( Pepla – Agnieszka Peplińska, Asia Niklas, Kamila ). Na Biegu nocnym o buławę, który odbył się w Owińskach Kaśka biegła ze starszymi dziewczynami, ja natomiast biegłam razem z Lemingami i Szynszylami. Muszę przyznać, że było bardzo wesoło, szczególnie ze względu na towarzystwo Lemingów... Niestety przez pół roku zbiórki nie mogły odbywać się w naszej  harcówce, ponieważ była remontowana. Mieliśmy zbiórki w harcówce 111 PDH.

Na biwak pojechaliśmy w nasze ulubione miejsce – do Pamiątkowa. Cała “licealna” część drużyny musiała poświęcić wieczór i kawałek nocy na liczenie zadań matematycznych i fizycznych ( Krysia i Tola ), bądź też na rysowanie planów architektonicznych ( Tyson ), albo na wkuwanie biologii ( Karolina ). Jedynie Zocha i Żymi nie mieli nic “do roboty”, grali więc w Scrable i układali bardzo ambitne słowa: za, pod, i, przed, itd. Widocznie byli bardzo zmęczeni intelektualnie.

Przed Wigilią pojechaliśmy ( Kaśka, Krysia, Żymi i Tola ) do Warszawy po betlejemskie światło pokoju. W styczniu uczestniczyliśmy w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy i zbieraliśmy pieniądze na rzecz chorych dzieci.

Na Harnie zajęliśmy pierwsze miejsce. Przygotowanie Fermaty należało w tym roku do nas. Przygotowaliśmy wiosenną dekorację, cała scena ozdobiona była słonecznikami i biedronkami. Był także płotek, zza którego wyrastały żółte słoneczniki. W tle wisiał wielki napis – Fermata – ozdobiony pięciolinią z nutkami biedronkami. Napis jest uniwersalny, gdy tylko mamy festiwal piosenki można go wykorzystać. I znowu przyszły do nas nowe osoby:

Olka i Emilka, Hania i Czekoladka. Niedługo później pojechaliśmy na obóz, tym razem hufcowy, do Rogowa.

Komendantką była Kaśka, a oboźną Ola Vieweger. Uczestniczyliśmy w festiwalu zgrupowania i zajęliśmy pierwsze miejsce z piosenką: “Bieszczadzkie rege”. Były także Impresje Teatralne. Biedronki tańczyły kankana ( wszystko za sprawą Kasi Nowackiej, która jechała z nami na obóz i nauczyła kogo trzeba odpowiednich kroków ), a Lemingi parodiowały 80 PDH, która także była na obozie zgrupowania. Na pewno nie zapomnimy słynnego apelu, na który spóźniły się Świstaki, a miały wtedy przygotować poczet do ściągnięcia flagi. Będziemy pamiętać także o chrzcie, który przeżyły niektóre Szynszylki i Lemingi, o Emilce, która podczas zabawy Bum – kali – kali zamykała oczy, a także o wielu innych zabawnych zdarzeniach.

Od września Ola Vieweger zajęła się nowym zastępem – Susłami ( Klajka, Maja, Zagrycha, Lisek, Kasia, Bienia, Toma, Agata), a Zocha – Piżmakami ( Baranek, Wampirek, Tomek, Darek ). Braliśmy udział w imprezie z okazji Jubileuszu Hufca, w Biegu nocnym o buławę, w Harnie ( znów zajęliśmy pierwsze miejsce i wygraliśmy wspaniała kronikę ). Podczas Harny mieliśmy śmieszną scenkę do zaprezentowania, Tyson, jako kanarek odziany w piżamkę Krysi z namalowanym Twiddim, wywarł duże wrażenie na komisji oceniającej, w której skład wchodził dh Maciejka. Zorganizowałyśmy babski biwak, na którym odbyło się

piżama – party. Mieliśmy także biwak wigilijny, podczas którego zawitał do nas Żymi jako Św. Mikołaj. Tyson został drużynowym Jaskiniowców i zamknął stopień przewodnika. Pożegnaliśmy Olę, która musiała wyjechać na pół roku do Niemiec. Przez pół roku Szynszyle i Susły miały razem zbiórki. Także w tym roku mogliśmy organizować Fermatę, na której wygraliśmy narzędzia i tablicę ogłoszeń.

No i znowu małymi kroczkami zbliżaliśmy się do wakacji, a więc do kolejnego obozu... Obóz odbył się w Piszczegórkach i wszyscy mają po nim niezwykle miłe wspomnienia. Wyjątkowo obóz nasz odwiedzili kursanci, którzy pomagali nam w wybudowaniu wielu przydatnych sprzętów: wspaniałej bramy, półek, tablicy ogłoszeń... Przydatnymi kursantami byli Żaba i Dominik, a kursantkami Magda i Ania. Obóz był o tematyce indiańskiej. I znów bawiliśmy się w polowania na kojoty i bizony, szukaliśmy poroża wapiti, a Wielki Wódz (w którego wcielił się Żaba ) nadawał nam indiańskie imiona. Odbył się również pokaz dla rodziców, w trakcie którego “pociechy” maszerowały, udzielały pierwszej pomocy, a nawet obezwładniały wartowników.

Dwa tygodnie szybko minęły i powoli zbliżał się rok szkolny. Tradycyjnie pierwszego września odbyło się uroczyste ognisko w rocznicę urodzin Olgi Drahonowskiej Małkowskiej. Przybyło kilka nowych osób ( Jola, a później w trakcie roku szkolnego Wojtek). Kilka osób z naszej drużyny (Kaśka, Krysia, Pepla i Tola) uczestniczyło w UmweltForum w Hanowerze.

W październiku, jako najlepsza drużyna Hufca PIAST, braliśmy udział w Rajdzie Piastowskim, podczas którego udało się nam zająć pierwsze miejsce i uzyskać Miano Najlepszej Wśród Najlepszych...

Ferie zimowe spędziliśmy na zimowisku w Rogalinku. Braliśmy udział w Biegu Zimowym, na którym udało nam się zdobyć dwa drugie miejsca w kategorii młodszo i starszoharcerskiej. W kwietniu zorganizowaliśmy Fermatę, konkurs piosenki, który mieliśmy również przyjemność wygrać. Wiosna minęła szybciutko i znowu mamy przed sobą obóz harcerski. Tym razem w Mrówkach, nad jeziorem Wilczyńskim.

 

Teraz kończą się historia i wspomnienia, a zaczyna się... coś, co niedługo i tak stanie się wspomnieniem, a później historią o 67 PDH, o Biedronkach i Skarabeuszach.